Sporo razy już wspominałam, że zostałam wychowana na dzikich wodach należących do Polskiego Związku Wędkarskiego. Wiele osób zdaje sobie sprawę z tego, że złowienie karpia na takiej wodzie nie należy wcale do łatwych zadań, a co więcej - na niektóre zdobycze trzeba czekać nawet kilka lat. Ale chyba przyznacie mi rację, że taka wyczekana i wypracowana ryba cieszy najbardziej!
W tym roku postanowiłam poświęcić swój czas pewnej dzikiej wodzie, którą szczerze mówiąc miałam odwiedzić z wędkami już dużo, dużo wcześniej, jednak zawsze było mi nie po drodze.

Przed łowieniem przystąpiłam do dokładnego przesondownaia wody, tak abym mogła znaleźć najbardziej odpowiadające mi miejsca. Kolejnym etem było przygotowanie do łowienia właśnie tych miejsc. Myślę, że w większości przypadków na wodach dzikich sięgam po aromaty rybne, śmierdzące - tym razem miałam przeczucie, że słodkie smaki będą trafnym wyborem na te łowisko, cóż - jak widać - nie myliłam się. Połączenie słodkich aromatów migdałowo - mlecznych okazało się najlepszym wyborem.

Przez kilka dni sukcesywnie nęciłam moją miejscówkę słodkim 6mm pelletem, niezastąpioną kukurydzą konserwową oraz słodkim boosterem, który fajnie podkreślał całość i wykonywał ogromną smugę wizualną w wodzie. Po kilku dniach delikatnego nęcenia, swoją zanętę wzbogaciłam o kulki, które także były słodkie.

Od kilku lat bardzo lubię przypon D-rig wykonany na sztywnym 25 lis Flurocarbonie. O ile w większości wykorzystuje go do zestawów ze zbalansowanymi kulkami, czyli waftersami to świetnie sprawdza się on także w połączeniu z niewielkimi pop upami. Tak więc tym razem na włosie zagościł pop up, postanowiłam sięgnąć po słodki, 12 mm kąsek o mleczno - owocowym aromacie.

Jak widać warto kierować się naszą intuicją, bowiem wybór słodkiego smaku był jak najbardziej trafny. Przygotowanie łowiska to kluczowy element tego, co będzie działo się później - warto do tego podejść na więcej niż 100%!