Wiele osób unika dzikich, ogólnodostępnych wód należące do Polskiego Związku Wędkarskiego w obawie, że spędzą setki godzin, wydadzą niezliczone ilości pieniędzy na zanętę, ziarna, kulki, pellet, a efekty nie będą zadowalające.
Myślę, że dzikie wody nie są łatwymi łowiskami jednak złowienie choćby kilku kilogramowego karpia daje naprawdę przeogromną satysfakcję jak również po prostu nas uczy.

Samo przygotowanie łowiska to jedno, zanęcenie to drugi. Ale pozostaje także dobór jak najlepszego zestawu końcowego - taki, który sprawdzi się w tych warunkach. Warto mieć na uwadze, że ryby na wodach dzikich są znacznie bardziej ostrożne od tych zamieszkujące łowiska komercyjne - piszę to ze 100% świadomością. Nie mam tu na myśli niewielkich stawów PZW, ale dużo, wręcz ogromne jeziora na których ryby mają bardzo ostrożne podejście do wszystkiego co jest inne - tak więc zestawy końcowe muszą się jak najbardziej zlewać z naturalnym otoczeniem.

Osobiście uważam, że wody PZW bardzo mnie ukształtowały i sprawiły, że stałam się po prostu lepszą karpiarką. Cóż, niezawszenia było to łatwe - czasem spędzałam cały sezon nad daną wodą bez najmniejszego brania, nawet leszczowego.. jednak nigdy się nie poddałam i do końca strałam się dać z siebie 100% wiedząc, że w danej wodzie bytują karpie. I wiecie co? W końcu zawsze mi się udawało!

Teraz jest lato, przepiękne polskie lato - szczyt sezonu, jeśli macie w swojej okolicy wody - takie, których poniekąd się boicie to zmieńcie swoje nastawienie. Ciężka praca zawsze zostaje wynagrodzona. Warto poświęcić kilka godzin na znalezienie miejscówki, a później sukcesywne nęcenie jak opisałam to w pierwszej cześci tekstu.

Liczę, że każdy z Was spełni swoje marzenie o złowieniu ogromnego karpia z pobliskiej, dzikiej wody. Czekam z niecierpliwością na Wasz zdjęcia z dzikimi zdobyczami, które opublikujecie w swoich galeriach na Fishsurfing!